A Saudka znasz?
Ze smutkiem muszę przyznać, że moja fotograficzna edukacja jest krótka, marna i zdawkowa. Nie wiem za wiele, a jeśli coś już wiem to najpewniej przez przypadek i raczej niechcący. Nazwisko Jana Saudka obijało mi się o uszy, niestety jednak nie na tyle by zapamiętać czy rozpoznać więcej niż jedną jego pracę; dumnam z tego faktu bynajmniej.
Kiedy przestąpiłam próg wystawy oczy otworzyły mi się szerzej. Patrząc na kolejne kadry zobaczyłam nieco ekscentrycznego, lekko humorystycznego, ale wciąż utrzymującego w ryzach granice dobrego smaku Saudka. Kiedy wyszedł na scenę z różą w zębach ciężko było zachować poważną minę. Uśmiech, proszę państwa, oto recepta Saudka na zachowanie młodego wyglądu. Uśmiech i zdrowa dawka miłości, bo ten osiemdziesięcioletni już ojciec sporej gromadki dzieci niecały rok temu znów nim został (tak przynajmniej niosła wieść gminna po przybyłych, kto wie więcej niech mnie poprawia).
Choć do estetyki czeskiego staruszka jest mi daleko to jednak żałuję, że nie poznałam wcześniej bliżej jego prac.
Jeśli jeszcze nie znacie Saudka, to zachęcam, poznajcie Saudka.
- pożyczone z fejsa Galerii Winda,
- pamiątkowe focisze grupowe
Po więcej zdjęć zapraszam na fejsa Galerii
_________________________________________________________
P.S.
[Nie oszukujmy się: do miana kulturalnej stolicy państwa Kielcom nadal brakuje dużo. Nie zmienia to natomiast faktu, że od czasu do czasu coś się scyzorykowemu miastu uda. O ile nie jestem fanem festiwali śpiewanych czy innych modowo – artystycznych przedsięwzięć (patrz: Sabat Czarownic, OFF Fashion), o tyle dobrej fotografii nigdy za wiele!]
P.S.S.
[Szkoda tylko, że odkąd rozstałam się z moją dobrą koleżanką, zniżką studencką, podróże PKP nie są już takie przyjemne.
20 złotych za 40 km?
Bitch, please!]
**** i bonus, o!

insta @leszekowalski13
exhibiti.on
było fajnie
było wino
było grane
29 fotografów powiesiło swoje prace
dużo ludzi przyszło
a tak wygląda kawałek mojej wystawki z Juaną w górnej galerii:
pokaż się!
W naszym małym miasteczku czasem coś się dzieje.
Bywa, że najciekawszym wydarzeniem dnia jest dzień targowy i brak miejsc parkingowych. Bywa, że za atrakcję służyć muszą wyczyny znanego, chyba wszystkim mieszkańcom, kloszarda wykrzykującego dumnie w centrum miasta „KOMUCHY DO PUCHY!” (kochane wielkomiejskie dzieciuchy nie znają takich atrakcji!).
Ale jednak czasem coś fajnego się dzieje.
Na przykład w najbliższy piątek, 30 stycznia, będzie się działa fajna wystawa.
I to nie byle jaka – bo fotograficzna.
I to nie byle gdzie – bo w Centrum Kultury. To brzmi dumnie;p
Serdecznie zapraszam na odwiedzenie ekspozycji (brakuje mi lepszego synonimu „wystawy”) w wolnej chwili – no a w ogóle najlepiej w dzień wernisażu bo będzie wino i będę ja:) Jeśli jednak nie pojawicie się na tym, jakże ważnym na kulturalnej mapie Jędrzejowa, wydarzeniu to wiedzcie, że Wasza strata i jesteście be! Dużo dobrych zdjęć będzie i dużo dobrych ludzi.
Ps. Mnie na wystawie reprezentować będą dwie klatki z M.:
Ps2. Przy okazji wizyty w CK poza odgrzewanymi starociami będzie można także zobaczyć kilka najnowszych klatek z Juaną, bo wisi sobie grzecznie i po cichu w drugiej galerii na piętrze.
Na to też, z pewną taką nieśmiałością, zapraszam;)
blue monday
Według amerykańskich naukowców – a wiadomo, że oni wszystko wiedzą najlepiej – dzisiejszy poniedziałek nie jest jakimśtam kolejnym dołującym naszą ziemską populację poniedziałkiem.
Ten poniedziałek jest sumą wszystkich poniedziałków w roku.
Jednoznacznie ustalono, że dziś wszyscy mamy depresję i jest NAJGORZEJ.
Z tego miejsca chciałabym serdecznie podziekowac szanownym amerykańskim naukowcom, za – tak kluczowe dla mojej dalszej egzystencji – badania. Zmienia to zupełnie mój odbiór świata i tłumaczy sens istnienia czarnej dziury gdzieśtam w kosmosie. Cóż my byśmy bez nich?
A tak serio – żadne to odkrycie, w zimę po prostu łatwo o smuty; nie ma słońca, nie ma dziewczyn w przykrótkich spodenkach, z nieba nie lecą peeleny tylko biała breja, o 16 właściwie trzeba już szykować się do spania, bo przecież wyrośliśmy już z lepienia baławana…
JA SIĘ JEDNAK STANOWCZO BUNTUJĘ.
Żadne amerykańskie naukowce nie będą mi mówić jak mam się dzisiaj czuć. Nawet jeśli wstałam dziś wyjątkowo niewyspana, za oknem widzę świat w barwie zepsutej mamałygi i zapomniałam wziąć do pracy śniadania. Nie. Nie. Nie. Nie zepsujecie mi tego dnia.
Na poprawę humoru wklejam w sumie całkiem zabawny filmik okołofotograficzny. Mam nadzieję, że na Was też zadziała i nie dacie się wcisnąć amerykańskim naukowcom w depresyjnoponiedziałkową szufladę.
.
Aa – pamiętając że to jednak dalej głownie fotograficzny blog – wrzucam jedno ze starych zdjęć (2011 rok, litości!) – odkopanych przy okazji poszukiwania 2 kadrów godnych wydruku na coroczną wystawę JTF-u ( o której może na dniach też napiszę).
r.evolution
Coś się ruszyło.
Coś się zmieniło.
Jakieś tryby w głowie zaczęły pracować na innych obrotach niż dotychczas.
Obecna sytuacja jest wypadkową wielu nagromadzonych, skutecznie do tej pory tłumionych emocji; począwszy od stresu związanego z wiecznym niedoczasem i wewnętrznym niespełnieniem – przez permanentny wkurw związany z „ukochanym” wydziałem prawa i ogólnie pojętą edukacją, złość na wewnętrznego lenia i nieroba, niemoc twórczą, zazdrość tym, którym chce się cokolwiek robić oraz strach, że być może po tak długiej fotograficznej abstynencji już nie umiem robić zdjęć – po nagły przypływ optymizmu związany ze spadkiem wagi (ach, te kobiety) i zimą, która w tym roku bardziej przypomina wiosnę.
Się rozwlekła baba.
A wystarczyło napisać, że znowu chce mi się złapać za aparat.
A chce się bardzo.
Dlatego szukam nowych twarzy do kadrów, które już widzę w głowie. Prawie to mam. Wizualizuję je sobie i dopracowywuję. To też jakaś nowość dla mnie, bo zazwyczaj fotografując działam impulsywnie i spontanicznie, bez planu, celu czy wizji. A tu takie zmiany, kto by to przewidział?
Mam jeszcze jedną teorię. No, może nawet dwie. Ta mała rewolucja w mojej głowie może być skutkiem – uwaga – dorosłości! W tym roku przekroczę magiczną barierę 25 lat, a jak powszechnie wiadomo, to już niezaprzeczalnie i namacalnie koniec młodości:) Niezależnie od wewnętrznego dzieciaka i buntu przeciwko swojej metryce. Tak, tak, proszę państwa, starość przyszła do mnie niespodziewanie. Niby nie ma się czym chwalić, ale przyniosła ze sobą worek optymizmu i chęci do działania – więc nie narzekam. Co do drugiego powodu – zachowam go dla siebie ze względu na brak wystarczających dowodów na jego istnienie czy wpływ na mój obecny stan ZEN.
Noworocznie (rychło w czas, ale ponoć w styczniu jeszcze wolno) życzę więc wszystkim wkoło i dalej – wspomnianego wyżej stanu ZEN. Sukcesów, celów, pragnień, marzeń, emocji, wyzwań, przygód, SZCZĘŚCIA.
1 comment